Reklamy

No są różne problemy w tym kraju, ale wróćmy do tematu duopolu władzy, bo to jest ważne.

W zależności od tego, które media czytacie, zeszłotygodniowy powrót Donalda Tuska do polskiej polityki mógł się jawić jako wydarzenie przełomowe dla krajowego życia publicznego i walki z rządami PiS-u lub w totalny non-event, który nie wnosi nic. Pierwsza wizja jest oczywiście snuta przez neoliberalne środowiska zorientowane wokół Newsweeka Tomasza Lisa oraz posolidarnościowej generacji, która ma na ustach prodemokratyczne slogany, ale w dużej mierze tęskni za krajem, w którym króluje letnia obojętność. Druga narracja to oczywiście dzieło reżimowego TVP oraz patoprawicowych mediów, które z pychą obnoszą się swoją hossą napędzaną pieniędzmi ze skarbu państwa.

Najlepsze kwiatki z obu stron barykady zaraz streszczę. Trzeba jednak zaznaczyć, że oprócz betonowania swoich elektoratów i odbiorców oba obozy próbują także wpłynąć na młodych ludzi. Zachęcić ich do zakochania się w Mesjaszu z Brukseli lub przywdziania kolczugi, by ochronić się przed ciosami proeuropejskiego monstrum wyhodowanego w tęczowych laboratoriach UE. Jedno i drugie jest szalenie zabawne.

Antycypując powrót Daddy’ego Tuska pierwszy na hypetrain wskoczył czołowy influencer w dziedzinie trendów geriatrycznych, polski Eric Clapton, Zbigniew Hołdys. – Ja myślę, że młodzi ludzie jeszcze nie wiedzą, kim Tusk jest. Jego nie ma siedem, osiem lat w polskiej polityce. Kiedy był, oni mieli dziesięć lat, nie interesowali się polityką. Jak zobaczą go w akcji, jak go usłyszą, usłyszą ten nowy język, zobaczą, że to nie jest diabeł wcielony… Zobaczą, że tam jest żelazna logika, pomysłowość, poczucie humoru, nowoczesność. To wszystko, co kilkanaście lat temu dało Tuskowi miażdżące zwycięstwo nad PiS-em. Kiedy to zobaczą, może okazać się, że – mimo wieku – on może być wielką nadzieją młodych – mówił muzyk w rozmowie z Gazetą Wyborczą. Bóg gitary postanowił wyjść do młodych ludzi z tym, czego pragną najbardziej – ogromną dawką protekcjonalnego nastawienia. Donald Tusk może i kwalifikuje się na kawalera Orderu Uśmiechu, ale w dziedzinie humoru trafiającego do młodych już (co nadal jest smutnym paradoksem) więcej zorientowania ma Konfederacja, która próbuje kapitalizować memy – od kilku lat jedno z kluczowych narzędzi kształtujących zbiorowy zeitgeist. Hołdys próbuje też w ten sposób tuszować to, co działo się gdy Tuska faktycznie w Polsce nie było. Bronisława Komorowskiego, dla którego receptą na stanięcie na nogi jest znalezienie nowej pracy oraz wzięcie kredytu. Borysa Budkę oraz propeowskich dziennikarzy, którzy z pełnym przekonaniem utożsamiają lewicę oraz jej wyborców z dziećmi Marksa, które tęsknią za PRL-em. 

Jaka jest alternatywa dla protekcjonalnego podejścia oświeconych matuzalemów? Tę w powodzeniem snuje Renata Kim w swoim tekście dla Newsweek Polska, gdzie twierdzi, że mityczni młodzi już nazywają nowo wybranego przewodniczącego PO “ziomalem”. Kolejny świetny kierunek – powrót dobrze nam znanego z czasów rządów PO i PSL fajniactwa. Gdyby Tusk po przylocie do Polski wyjechał z samolotu na deskorolce i trzasnął kickflipa, a następnie zapostował swoje przesłanie na Gronie i Myspace, to faktycznie słupki poparcia zaczęłyby szaleć. PR-owcy już zapewne szykują kolab z Ekipą. Lody już są, ale może pora na energy drink lub jojo z wizerunkiem zbawiciela demokracji?

A co słychać po drugiej stronie barykady? Skowyt zamaskowany przez udawanie obojętności. Wiadomości TVP przez ostatnie dni usilnie przekonywały, że nic takiego się nie stało. Nic nie stało się aż tak bardzo, że trzeba było o tym mówić przez pół godziny codziennie przez cały tydzień. Przypominano afery PO (w tej chwili oczywiście po wielokroć przyćmione przez ogrom nepotyzmu i kolesiostwa uprawianego przez obecnie rządzących). Dziennikarze reżimowki wiele dni musieli się przygotowywać do zaorania byłego premiera na konferencjach prasowych. To, jak bardzo im nie wyszło można łatwo sprawdzić w necie. Ale sprzyjające PiS-owi media oczywiście wykorzystały magię montażu, by totalnie wypaczyć sens odpowiedzi czwartego, po Trumpie, Kaczorze i Childishu Gambino, najbardziej wpływowego Donalda świata. Ciekawym wyborem estetycznym był jednak czerwony filtr, którym konsekwentnie przyozdabia się wypowiedzi Tuska, by uczynić z niego symbol zła wcielonego oraz diabła. W pośpiechu zapewne nie dało się już pokolorować mu oczu na czarno. Wiemy więc jak straszy się seniorów. A jak bardziej lewicowemu odbiorcy wyperswadować, że Tusk jest zbrodniarzem? Np. wypaczając sens feminizmu: – Borys Budka przekazuje Donaldowi Tuskowi partię pogrążoną w kryzysie i tracącą poparcie wyborców, którą w sondażach wyprzedza nawet niewielkie ugrupowanie byłej gwiazdy telewizji TVN Szymona Hołowni. Żeby Tusk mógł wrócić w szeregi partii, ze stanowiska wiceprzewodniczącej zrezygnowała Ewa Kopacz, jedyna kobieta w tym gronie. Teraz funkcję przewodniczącego i wiceprzewodniczącego zajmują tylko mężczyźni – słyszeliśmy w jednym z materiałów prorządowej telewizji. Świetny popis retoryki ze strony obozu, który kilka miesięcy temu zgotował kobietom antyaborcyjne piekło wynikające z niedogadania pionków w służbie Kaczyńskiego.

Przepychanki więc trwają. Tomasz Lis i Kamil Durczok na Twitterze oblewają się szampanem i lansują polskiego Obamę. Druga strona ewidentnie jest na razie na środkach uspokajających i czeka tylko na odpowiedni moment, by przypomnieć słynnego dziadka z Wermachtu. I nikt nie mówi do młodych ludzi o tym, co ich interesuje: Jak poradzić sobie z rosnącymi cenami dosłownie wszystkiego? Jak znaleźć pracę na pocovidowym rynku? Nie, najważniejszy jest anioł lub szatan z Brukseli. Już od niemal 20 lat.

WIĘCEJ